wtorek, 13 sierpnia 2013

Prolog

Prolog
Szli ciemną uliczką. Ona trzymała go mocno za rękę. On patrzył przed siebie próbując ukryć zdenerwowanie. Jego roztrzepaną, czarną czuprynę rozwiewał wiatr. Jej puszyste włosy lekko drżały -zresztą ona drżała na całym ciele - tyle że ze strachu. Byli to Harry i Hermiona. Szli razem ciemna ulicą na spotkanie z porywaczami. Kiedy doszli na umówione miejsce, ze zniecierpliwieniem czekali na przybyszy. Minuty dłużyły się jak godziny. W końcu, po pewnym czasie, na Nokturnie pojawili się trzej zakapturzeni mężczyźni. Byli to Śmierciożercy. Obstąpili ich dookoła. Zaczął wiać silny, zimny wiatr. Hermiona sięgnęła po różdżkę, lecz Harry gestem ją zatrzymał. Jeden z mężczyzn wystąpił na krok od reszty i zdjął kaptur. Odezwał się:
-Witajcie drodzy przyjaciele! - Hermiona przewróciła oczami – Dobrze, że przybyliście dobrowolnie. Inaczej i tak byśmy was dorwali. Wejdźcie.
Niepewnie wkroczyli do ciemnego, nieprzyjaznego budynku. Śmierciożercy zaprowadzili ich do salonu.
-A teraz przejdźmy do konkretów. - rzekł mężczyzna - Gdzie są pieniądze?
-Najpierw powiedzcie, gdzie jest Ron! - krzyknęła Hermiona.
-Wasz przyjaciel nie jest w tym momencie najważniejszy. - odparł. - a teraz chcę zobaczyć pieniądze.
Harry wyciągnął duży worek i podał go porywaczom.
-Świetnie! - powiedział mężczyzna – teraz możecie zobaczyć przyjaciela.
Wypchnęli na środek przywiązanego do krzesła Rona.
Na całej twarzy miał liczne zadrapania i siniaki. Ubrany był w postrzępione łachy. Na jego widok Hermiona wydała z siebie zduszony krzyk.
-Możemy już iść? - spytał Harry – spełniliśmy wasze warunki, więc wypuśćcie nas i Rona.
-Myśleliście, że wypuścimy was żywych? - spytał z uśmiechem mężczyzna – Nie, nie, nie. My nigdy nie wypuszczamy naszych ofiar. Harry, Ron i Hermiona zrobili przerażone miny. Śmierciożerca uśmiechnął się do nich szeroko, odsłaniając swoje zepsute zęby.
-Obiecuję, że nic nie poczujecie. Wasza śmierć będzie szybka i bezbolesna. Daję słowo.
I wycelował różdżką w stronę Hermiony.
-Avada...
NIE! - krzyknął Harry i pobiegł w stronę ukochanej.
-Kedavra!
Harry nagle padł na ziemię. Iskierki w jego oczach zgasły. Jego usta zastygły w niemym krzyku.
-Jaki on był odważny... - powiedział porywacz z sarkazmem w głosie - Umarł w obronie przyjaciela. Prawdziwy Gryfon, ot co. No nic, teraz ty rudzielcu. Avada...
Hermiona chciała ruszyć w stronę Rona, osłonić go sobą, lecz ten pokręcił tylko głową. Wyszeptał:
-Nie martw się... Uciekaj...
-KEDAVRA!
Usta, oczy, kończyny Rona zamarły.
Hermiona powstrzymując łzy rzuciła się pędem do ucieczki. Zdołała wyrwać z rąk porywaczy worek z pieniędzmi i zdeportować się do domu.
_________________________________________________________________________
Nareszcie zdobyłam się na opublikowanie tego opowiadania. Nie byłam pewna, czy się spodoba. Jest jedna zasada - CZYTASZ - KOMENTUJESZ. Proszę o komentarze, bo to one dają weny na pisanie. Dziękuję wszystkim, którzy zechcą to przeczytać ;) Jeżeli pod tym, lub następnym rozdziałem nie będzie komentarzy, zawieszam bloga. Następny rozdział postaram się dać jutro, bo jest już prawie gotowy.

2 komentarze:

  1. świetne pisz dalej :***
    zapraszam na mojego bloga
    http://panisnape.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń