Prolog
Szli
ciemną uliczką. Ona trzymała go mocno za rękę. On patrzył przed
siebie próbując ukryć zdenerwowanie. Jego roztrzepaną,
czarną czuprynę rozwiewał wiatr. Jej puszyste włosy lekko drżały
-zresztą ona drżała na całym ciele - tyle że ze strachu. Byli to Harry i Hermiona.
Szli razem ciemna ulicą na spotkanie z porywaczami. Kiedy doszli na
umówione miejsce, ze zniecierpliwieniem czekali na przybyszy.
Minuty dłużyły się jak godziny. W końcu, po pewnym czasie, na
Nokturnie pojawili się trzej zakapturzeni mężczyźni. Byli to
Śmierciożercy. Obstąpili ich dookoła. Zaczął wiać silny, zimny
wiatr. Hermiona sięgnęła po różdżkę, lecz Harry gestem
ją zatrzymał. Jeden z mężczyzn wystąpił na krok od reszty i
zdjął kaptur. Odezwał się:
-Witajcie
drodzy przyjaciele! - Hermiona przewróciła oczami – Dobrze,
że przybyliście dobrowolnie. Inaczej i tak byśmy was dorwali.
Wejdźcie.
Niepewnie
wkroczyli do ciemnego, nieprzyjaznego budynku. Śmierciożercy
zaprowadzili ich do salonu.
-A
teraz przejdźmy do konkretów. - rzekł mężczyzna - Gdzie
są pieniądze?
-Najpierw
powiedzcie, gdzie jest Ron! - krzyknęła Hermiona.
-Wasz
przyjaciel nie jest w tym momencie najważniejszy. - odparł. - a
teraz chcę zobaczyć pieniądze.
Harry
wyciągnął duży worek i podał go porywaczom.
-Świetnie!
- powiedział mężczyzna – teraz możecie zobaczyć przyjaciela.
Wypchnęli
na środek przywiązanego do krzesła Rona.
Na
całej twarzy miał liczne zadrapania i siniaki. Ubrany był w
postrzępione łachy. Na jego widok Hermiona wydała z siebie
zduszony krzyk.
-Możemy
już iść? - spytał Harry – spełniliśmy wasze warunki, więc
wypuśćcie nas i Rona.
-Myśleliście,
że wypuścimy was żywych? - spytał z uśmiechem mężczyzna –
Nie, nie, nie. My nigdy nie wypuszczamy naszych ofiar. Harry, Ron i
Hermiona zrobili przerażone miny. Śmierciożerca uśmiechnął się
do nich szeroko, odsłaniając swoje zepsute zęby.
-Obiecuję,
że nic nie poczujecie. Wasza śmierć będzie szybka i bezbolesna.
Daję słowo.
I
wycelował różdżką w stronę Hermiony.
-Avada...
NIE!
- krzyknął Harry i pobiegł w stronę ukochanej.
-Kedavra!
Harry
nagle padł na ziemię. Iskierki w jego oczach zgasły. Jego usta
zastygły w niemym krzyku.
-Jaki
on był odważny... - powiedział porywacz z sarkazmem w głosie -
Umarł w obronie przyjaciela. Prawdziwy Gryfon, ot co. No nic, teraz
ty rudzielcu. Avada...
Hermiona
chciała ruszyć w stronę Rona, osłonić go sobą, lecz ten
pokręcił tylko głową. Wyszeptał:
-Nie
martw się... Uciekaj...
-KEDAVRA!
Usta,
oczy, kończyny Rona zamarły.
Hermiona
powstrzymując łzy rzuciła się pędem do ucieczki. Zdołała
wyrwać z rąk porywaczy worek z pieniędzmi i zdeportować się do
domu.
_________________________________________________________________________
Nareszcie zdobyłam się na opublikowanie tego opowiadania. Nie byłam pewna, czy się spodoba. Jest jedna zasada - CZYTASZ - KOMENTUJESZ. Proszę o komentarze, bo to one dają weny na pisanie. Dziękuję wszystkim, którzy zechcą to przeczytać ;) Jeżeli pod tym, lub następnym rozdziałem nie będzie komentarzy, zawieszam bloga. Następny rozdział postaram się dać jutro, bo jest już prawie gotowy.
świetne pisz dalej :***
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga
http://panisnape.blogspot.com/
Dzięki <3 Na pewno wpadne do cb :)
Usuń